Śniłem, że w nieznanej
krainie się znalazłem i tamtejsi żebracy
wyglądali dostatniej od tych,
którzy im jałmużnę ofiarowali.
Nikt się tam swej głupoty nie wstydził,
gdyż głupotą nawet moralność z etyką były.
Nie tolerowano tam cierpiących na chorobę umysłu zamkniętego i wymierzano za tę
ułomność surowe kary.
Chłostano tych, którzy nie swoich pomysłów używali, a ambicję wręcz krzesłem karano.
Artystami byli tam ci, którzy nie monecie życie oferowali.
Każdy wiedział, co to miłość!
I Bogiem był każdy w sobie.
Kataklizm chyba miał tam miejsce, gdyż się obudziłem.
Ziewając i przeciągając się rozciągnąłem ramiona.
Parsknąłem śmiechem, gdyż ukrzyżowanie we śnie tego, że będąc kompletnym
idiotą jednocześnie geniuszem byłem, dało mi światło, które wrzasnęło:
Mutancie małpiasty!
Kataklizm to ty.
: strona główna : | : pisarstwo : | : 2008 : | ![]() |